this is how it works. winter.

Zima. Rzekomo zaczyna się w okolicach grudnia, a tak naprawdę bardzo często już w okolicach października. Oszustka. Oszukuje też w temacie pogody, przynajmniej odkąd ja pamiętam – bo podbno wtedy, kiedy nie pamiętam, zamykano szkoły na tygodnie z powodu mrozów. I kopano tunele w śniegu.

Wczoraj zima zrehabilitowała się po długim okresie oszukiwania i spadł śnieg. Dużo śniegu. I właśnie wtedy późnym wieczorem szłam krokiem szuracza do domu, uświadomiłam sobie że nie lubię zimy. Właściwie to nawet nie dlatego że jest zimno, że plucha czy sypie śnieg, a rano jest tak ciemno że mój mózg sprzeciwia się zarejestrowaniu godziny szóstej z hakiem, czyli pory wstania. To wszystko przyczynia się do jednego, bardzo niemiłego wniosku – zima mnie spowalnia. Nie jestem raczej jednostkowym przypadkiem. Bo kto z nas lubi zakładanie na siebie szalika, czapki, grubej kurtki? (Nie wspominam już tutaj o dodatkowych warstwach ubrań bo to indywidualna sprawa – ja na przykład bardzo łatwo marznę, więc często zakładam nieco więcej na swój grzbiet) Kto z nas lubi iść po rozciapanym, brudnym śniegu (piękna biel znika już następnego dnia) tempem o połowę wolniejszym niż normalnie? O egipskich ciemnościach od 15 do 7 rano nawet nie wspomnę, bo to naprawdę potrafi dobić i sprawić że człowiek wlecze się jeszcze bardziej. A tu trach, łup, codzienność daje nam w łeb. I trzeba się jakoś pozbierać, wlać w siebie kolejny kubek herbaty (to ja) i jakoś sobie z tym radzić, wstać o 6 i patrzeć jak powoli budzi się dzień i ta odrobina światła wsącza się przez szparę pod roletą. Głębokie bagno, doprawdy. Poza tym ostatni miesiąc ogólnie nie był zbyt dobry, dopiero wizyta w mieście Z. pozwoliła mi nieco zmienić perspetykwę i spokojnie rozpocząć Nowy Rok.

Należy też nadmienić, że nie chodzi tu tylko o kwestie techniczne. Wiem, że pewnie nie odkryję Ameryki, ale dla mnie zima hamuje motywację, chęć rozwoju i parcia do przodu. Moi stali czytelnicy dobrze wiedzą, ile razy już sobie obiecywałam że się zmienię, zmotywuję, będę lepsza. Nigdy nie chiałam z tego robić postanowienia noworocznego (jak dla mnie to jedna wielka bzdura i banał bo i tak właściwe żadnego z tych postanowień się nie realizuje) ale też nie jestem w stanie zrealizować go w zimie. No, może oprócz tej części w której obiecuję sobie że będę więcej czytać bo jak powszechnie wiadomo,”So many books, so little time” 😉 Po prostu nie jestem w stanie, czuję się całkowicie wyhamowana. To oczywiście nie jest tak, że kompletnie nic mi się nie chce, bo przecież pracuję, chodzę na zajęcia, spotykam się z M, G i A i fantastycznie spędzam czas. Ale chęć do działania spokojnie sobie drzemie, jak niedźwiedź podczas snu zimowego. Czasami zazdroszczę takiemu niedźwiedziowi – zwłaszcza w dniach, kiedy mam wrażenie że sen i niewychodzenie z łóżka jest lekarstwem na całe zło tego świata. Nutkę nadziei daje mi to, że codziennie słońce wstaje te kilka minut wcześniej. I że połowa stycznia minęła wczoraj, a luty ma tylko 28 dni.

Życzcie mi dużo dobrego. Ja Wam życzę i ślę dobre myśli.

 

 

this is how it works / you’re young until you’re not / you love until don’t / you try until you can’t / you laugh until you cry / you cry until you laugh / and everyone must breathe / until their dying breath.

pamparamparam.

D.