Teraz Czytam I – “Tuwim. Wylękniony bluźnierca”

Zapraszam Was serdecznie do lektury pierwszego postu z Mojego Własnego Przedziału Literackiego “Teraz Czytam” (w skrócie: MWPLTCz, Ci, którzy mnie znają, wiedzą jak wielką miłością pałam do skrótów i akronimów maści wszelakiej 😉 ). Trochę się stresuję, ponieważ nigdy wcześniej nie pisałam żadnej recenzji książki, nawet jako szkolnego zadania domowego, ale w końcu zawsze jest ten pierwszy raz! Rozgośćcie się, drodzy czytacze, usadźcie wygodnie, herbata/piwo w dłoń. Zapraszam w podróż do wnętrza lektury.

Lubię książki, która ma jakiś bieg wydarzeń. Wychowałam się na thrillerach Grishama i Baldacciego, stąd pewnie sentyment do wartkiej akcji, jednak z wiekiem (i wyborem studiów) polubiłam również książki bardziej refleksyjne, gdzie historia jest jedynie tłem, ma za zadanie sprowokować czytelnika do przemyśleń. A biografie są trudne: nawet najbardziej kolorowe i ekscytujące życiorysy, na papierze liczą się jedynie jako większa bądź mniejsza liczba stron. Czyta się je trochę jak podręczniki do historii, a jeśli ktoś nie ma upodobania do faktów, ominie zapewne półkę z biografiami szerokim łukiem. Ja podchodziłam do biografii trochę jak pies do jeża: z jednej strony chciałam je przeczytać, ponieważ interesowały mnie losy konkretnych postaci, z drugiej jednak przerażała mnie objętość i wyżej już wspomniana forma, pomimo stosunkowo przyjaznego stosunku do historii jako przedmiotu szkolnego. W związku z tym na moich półkach stoi tylko książek biograficznych: “Tove Jansson. Mama Muminków” oraz “Krzywicka. Długie życie gorszycielki”, obie dość objętościowe, pamiętniki Susan Sontag (wciąż czekają na przeczytanie..) oraz historia Pannoniki Rothschild, “Baronowa Jazzu.” O tych pamiętam, być może jest coś więcej, ale na X liczbę książek na moich półkach, biografie stanowią dość niski ułamek. A w tym wszystkim ten Tuwim.

Książki do czytania wybieram dosyć przypadkowo. Czasem kieruję się niecierpliwością po nowym zakupie, czasem wręcz przeciwnie – przypominam sobie o pozycji która zalega u mnie już zbyt długo. Najczęściej jednak zdaję się na ślepy traf. Przebiegam wzrokiem po półkach i biorę tę, na której wzrok zatrzyma się na dłużej. Nie dotyczy to oczywiście książek do których mam szczególny sentyment i po które sięgam żeby uspokoić duszę i głowę – ale o tym napiszę w osobnym poście. Tak właśnie jakieś 2 miesiące temu padło na Tuwima. Książkę Mateusza Urbanka nabyłam podczas spontanicznej wizyty w jednej z sieciowych księgarni. Nie należę do szczególnych fanek poezji, nie umiem i nie lubię jej analizować a do tego bardzo nie lubię jej nie rozumieć, co bezpośrednio wiążę się z analizą. Tak trochę mnie skrzywił mój kierunek studiów – co oczywiście nie oznacza, że poezji nie lubię i nie doceniam, jak sami się dowiedzieliście z poprzedniego posta (bądź wiedzieliście wcześniej) sama całkiem w porządku odnajdywałam się w poezji jako wyrażaniu siebie, jednak w głównych kategoriach wygrywa proza, tak po prostu, bez żadnych konkretnych przyczyn. Dlatego sama do tej pory nie wiem co przyciągnęło mnie do nieznanego gatunku i to o poecie, który mimo że w sumie bliski – był mi bardzo nieznany.

Nie będę oceniała stylu, w jakim pisze autor, ponieważ nie jestem przekonana, że o to chodzi w biografii. Jest to mrówcza, rzemieślnicza robota (wystarczy zajrzeć na koniec książki, do spisu lektur wykorzystanych i polecanych przez autora), która ma na celu sumienne, ciekawe i obiektywne przekazanie faktów. (Przynajmniej takie jest moje postrzeganie biografii). Mateusz Urbanek swoją pracę wykonał idealnie, zwłaszcza że Tuwim do postaci jednowymiarowych nie należy i historycznie jego postępowanie (obszerny epizod sympatii do komunistycznych władz) może być oceniane różnie. Urbanek owszem, stoi po stronie Tuwima jako zagubionego w nowej rzeczywistości, nieco naiwnego ekscentryka, ale czyni to w taki sposób, że czytelnik może na tej podstawie wypracować własną opinię. Jeśli zaś chodzi o książkę jako całość, to przeczytałam ją z ogromnym zainteresowaniem,  ponieważ jak wspomniałam już wcześniej, postać Tuwima była mi zupełnie obca, znana jedynie z wierszy dla dzieci. Każdemu zainteresowanemu zarówno faktami i ciekawostkami na temat poety jak i atmosferą z tamtych pięknych lat 20sto lecia między wojennego, naprawdę mogę z czystym sumieniem polecić. Czy wiedzieliście na przykład, że Tuwim fascynował się szczurami w kanonie literackim? Albo że tłumaczył poezję i sztuki teatralne z rosyjskiego? Że ożenił się ze swoją pierwszą miłością? Że był nie tylko poetą ale także zapalonym kolekcjonerem książek i wielbicielem absurdów?

I pewnie zadacie sobie pytanie, skoro książka tak bardzo mi się podobała, to czemu czytałam ją tak długo?

Na wstępnie wspomniałam o tym, że biografie to trudny rodzaj książki. Książka Mateusza Urbanka była moją pierwszą biografią i tylko i wyłącznie ze względu na specyfikę gatunku czytało mi się ją, przynajmniej początkowo, dosyć opornie. Potem było już łatwiej, coś zaskoczyło i resztą (poza samą końcówką) przeczytałam z dość dużym rozpędem. Zobaczymy, jak będzie z innymi biografiami – na razie robię sobie od nich przerwę, świadomie nie wybierając żadnej z nich kiedy omiatam półki wzrokiem. Ale w przyszłości – kto wie! Na pewno podzielę się z Wami wrażeniami i porównam do tych właśnie pierwszych doświadczeń.

Ponieważ teraz dojazdy zajmą mi więcej czasu, istnieje szansa, że posty z przedziału literackiego będą ukazywać się częściej 🙂 w to mi graj, ponieważ przerażona jestem ilością książek wciąż czekających na przeczytanie i tych, które dopiero wabią mnie i szepczą “Kup mnie mamo…”

Do przeczytania!