bitter black regrets

Panel na moim komputerze pokazuje, że jest 80 dzień roku. 80 roku z zimą. Paskudną, szarą, mokrą, rozlazłą, ciemną zimą. Te kilka słonecznych, cieplejszych dni w marcu, kiedy nawet zaryzykowałam zmianę zimowego płaszcza na jesienno-wiosenny, szybko sobie poszło. I tylko pogłębiło zimowy dołek. Brak słońca i ostatnie bardzo wietrzne dni dają się mocno we znaki. Gdzieś w telewizji mówili: schowaj zimę na wiosnę. Albo: poskładaj się na wiosnę. Czy jakoś tak. A ja czuję że się rozpadam na wiosnę. Zresztą, jaką wiosnę. Gównianą, za przeproszeniem. Czuję się źle, ociężale, taka powolna i rozlazła nie zdolna robienia niczego oprócz siedzenia przy komputerze, czytania blogów, grania w gry i okazjonalnego czytania książki. A taka niemrawa egzystencja skłania do przemyśleń. Raczej nie podbiję nimi świata, ale może przynajmniej spróbuję siebie zrozumieć. Bo ostatnio rozumiem siebie coraz mniej i czasem ciężko mi wytrzymać sama ze sobą. Jestem pełna podziwu, że inni ze mną jakoś dają sobie radę. Ale może to dlatego, że kiedy jestem z kimś jest mi dobrze. Ożywiam się. Uśmiecham. Jakoś tak mi lepiej. A w samotności tylko myślę. Tylko i aż. Na przykład o tym, co mnie nęka od zawsze i pewnie nie raz już o tym wspomniałam gdzieś między wierszami. Że nie podoba mi się to, kim jestem. Nie jestem złym człowiekiem, tak przynajmniej myślę. Ale myślę też, że nijakim. Takim przeciętniakiem. Że kiedy idę ulicą, to nikt mnie nie zapamięta. I że zawsze chciałam być kimś innym. Ta konkretna myśl nawiedziła mnie ostatnio i nie chce wywietrzeć z głowy. Nie daje się zbić argumentami o cudownym chłopaku czy przyjaciółkach, o dwóch kotach czy nienajgorszej pracy. Nie. Bezustannie czegoś komuś zazdroszczę. Przykłady można by mnożyć, liczyć w milionach, w setkach pytań co by było gdyby, nieprzebranych ilościach niewykorzystanych przez brak odwagi szans i  ciągnącym się od lat warkoczu słomianego zapału. Czuję, że robię się przez to zgorzkniała, sarkastyczna i po prostu smutna i ciężko mi już określić kim naprawdę jestem, kiedy zaczynam się ja, a kiedy festiwal masek. Gdzieś na tej życiowej drodze zgubiłam chyba cel i marzenia. Jakoś tak sobie żyję od dnia do dnia i czekam na weekend, kiedy wreszcie będę mogła się wyspać. Tylko tyle. Reszta gdzieś zahibernowała głęboko w wiecznej zmarzlinie. Bywają dni, kiedy próbuję się mobilizować. Kiedy widzę przebłyski dawnej siebie, która przynajmniej potrafiła nie przejmować się tym, co ludzie pomyślą. W tej chwili jedynym przejawem takiego buntu jest różowa lub czerwona szminka.

I jeszcze wspomnienia. Rozczarowują mnie. Nie wszystkie, oczywiście, nawet nie większość. Mam mnóstwo wspaniałych wspomnień. Wiadomym jest jednak, że na pierwszy plan wybijają się te, które nie mają już dobrego odzwierciedlenia w rzeczywistości. I ta zła teraźniejszość zaciera przyjemność jaką miewam, gdy wspomnienia już się pojawią. Czas jest jak rzeka a ludzie się zmieniają. Od wspomnień, do których się odnoszę, upłynęło wcale nie tak wiele czasu, a mam wrażenie, jakby to działo się w innym życiu. To był naprawdę fajny czerwiec. A potem zadziało się różnie i teraz jest, jak jest. Chciałabym powiedzieć, że nie żyję wspomnieniami. Że uśmiechanie się do różnych momentów z przeszłości, wygładzanie ich i dopieszczanie nie jest moim głównym zajęciem i że tak naprawdę to przed zaśnięciem gonię swój umysł od nadmiernych rozważań. I że jak wielokrotnie mi się zdarzało wspominać, chciałabym wreszcie pójść naprzód. Nie przejmować się, nie zazdrościć, być sobą. Znaleźć własną drogę i przypomnieć sobie swoje najlepsze momenty. Kiedy byłam najlepsza, dla siebie samej. Kiedy do szczęścia nie brakowało mi właściwie nic. Wiadomo, życiowe, tzw. priorytety najczęściej jednak zmieniają się, kiedy dorastamy. Ale to, co nas uszczęśliwia, nie zmienia się nigdy. Tęsknię do tego. Chcę już lato. Chcę truskawek, sukienek, okularów przeciwsłonecznych, piwa na Pradze i nieco przerażającego mnie wyjazdu pod namiot. W tym momencie cała reszta jest nieważna. Niech zima już sobie pójdzie.

Przesyłam Wam mnóstwo ciepłych myśli.

Wasza

D.

 

 

don’t let me falter / don’t let me hide / don’t let someone else decide / just who or what I will become.

 

…let them stretch out, beneath the sun.